A1 Introduction 1:31
A2 John L 5:13
A3 Marlene Dietrich 2:54
A4 Chondromalacia Patella 4:49
A5 Slow 5:38
A6 Diamond Stuff 6:26
B1 Dethroned 5:04
B2 Hogwash And Balderdash 2:33
B3 Ascending Forth 9:48
180G WINYL
Straszny krajobraz roku 2021 sprawia, że wiele młodych zespołów boi się o swoją przyszłość w branży muzycznej - nie dotyczy to black midi. Niedaleka przyszłość niezapowiada kryzysu dla najbardziej ekscytującego i ambitnego młodego zespołu rockowego w Wielkiej Brytanii, bez względu na to, jakie przeszkody stanęły im na drodze. Kontynuacja Schlagenheim to dynamiczny, pomysłowy, piekielnie dobry następca. Cavalcade, ich drugi studyjny album dla Rough Trade, bez kompleku drugiego albumu wznosi się na nowe, piękne wyżyny, sięgając coraz wyżej z i tak już wzniosłej podstawy wczesnych osiągnięć
Znaczenie słowa cavalcade to pochód ludzi, taki jak królewska parada, a black midi wyobrażają sobie swój nowy album jako szpaler postaci - od przywódcy kultu, który popadł w tarapaty, przez starożytne zwłoki znalezione w kopalni diamentów, po legendarną piosenkarkę kabaretową Marlenę Dietrich. Grafika albumu (ponownie kolaż stworzony przez Davida Rudnicka) ożywia tę ideę, wciągając słuchacza nieubłaganie w ten tajemniczy świat, wzmacniając ideę, że Cavalcade jest wspaniałym zbiorem opowieści, które tylko czekają, by się w nich zanurzyć.
Geordie Greep, gitarzysta i główny wokalista zespołu wyjaśnia podstawy Cavalcade: "Na tym albumie duży nacisk jest kładziony szczególnie na historie opowiadane w trzeciej osobie i w bardzo przerysowany sposób". Cameron Picton, pomysłowy basista i okazjonalny wokalista zgadza się z tym: "Kiedy słuchasz albumu, możesz sobie wyobrazić, że wszystkie postacie tworzą część defilady. Każdy z nich opowiada swoją historię po kolei, a gdy każdy utwór się kończy, wyprzedzają cię następni w kolejce." Morgan Simpson, perkusista radzi: "Ciesz się tym, żyj z tym, spędź trochę czasu żyjąc w tym". Geordie, poproszony o wybranie jednego słowa do opisania albumu, wybiera "dramatyczny", dodając: "Kiedy tworzyliśmy i sekwencjonowaliśmy Cavalcade, kładliśmy nacisk na tworzenie muzyki, która jest tak dramatyczna i ekscytująca, jak to tylko możliwe. Całość ma charakter opowieści, której słuchanie jest satysfakcjonujące."
Mimo wszystko płyta jest dynamiczna jak na swoje muzyczne ambicje. Black midi słuchają szeroko i głęboko nie tylko rocka i jazzu, ale także hip hopu, elektronicznej muzyki tanecznej, klasycznej, ambientu, muzyki progresynej, eksperymentów... A według Geordiego ich etos jest prosty: "Po prostu łączymy wnioski wyciągnięte z całej tej muzyki, aby stworzyć coś, co jest bardzo interesujące do słuchania i coś, co jest zupełnie nowe." Szybko odpierają wszelkie sugestie, że jest to ryzykowna strategia czerpania z tak szerokiego źródła wpływów, że w rezultacie mieszanki wielu różnych wpływów może powstać coś przypominającego śniadanie szalenca. Geordie mówi po prostu: "Jeśli martwisz się o to zanim zaczniesz, ograniczasz się. Musisz spróbować, ponieważ możesz albo skończyć ze stratą czasu na coś co i tak nie wyjdzie dobrze albo z genialnym odkryciem przynoszącym sukces, a jedynym sposobem, aby dowiedzieć się, który to z nich, to próbować. Jeśli ci się nie uda, to co z tego? Spróbuj jeszcze raz".
Chwila niepewnosci ‘Cavalcade’ przyszła w przed-pandemicznych dniach 2019 roku. Piosenki, które dojrzewały od czasu wydania Schlagenheim w lipcu, zaczęły wdzierać się na setlisty i zostały dopracowywane pomiędzy rozległą światową trasą koncertową a występem na ceremonii wręczenia Mercury Prize. Na początku 2020 roku, czwarty członek black midi z oryginalnego składu, gitarzysta/wokalista Matt Kwasniewski-Kelvin, powiedział pozostałej trójce, że potrzebuje trochę czasu z dala od grupy z powodu problemów ze swoim zdrowiem psychicznym. Następnie zagrali kilka koncertów jako trio z saksofonistą Kaidi Akinnibi i klawiszowcem Sethem Evansem. To połączenie było dobrym pomysłem, bo para pojawia się na Cavalcade. Jednak w momencie, gdy szykowali się do nagrania albumu, wybuchła pandemia, która początkowo wprowadziła wszystkich w stan chaosu.
Mówiąc o jamowaniu Geordie powiedział, że zespół wpadł w rutynę, że w przypadku tej płyty była "tęsknota" za innym podejściem, by zrobić coś bardziej przemyślanego, nagrać coś, co było bardziej interesujące harmonicznie i wymagające: "Łatwo dać się omamić mitowi o boskiej interwencji w improwizacji, że jeśli piosenka nie tworzy się naturalnie, bez czyjegoś szczególnego przewodnictwa, kiedy wszyscy po prostu czujemy klimat, to nie jest ona właściwa i czysta. To trochę niebezpieczne, bo w końcu nigdy nie spróbujesz czegoś innego, albo po prostu porzucasz pomysł, jeśli nie działa na początku, ponieważ zawsze czekasz, aż ta rzecz będzie idealna. Tym razem położyliśmy większy nacisk na ciężką pracę". Tak więc druga połowa albumu została napisana przez poszczególnych członków zespołu w domu podczas lockdownu i przyniesiona do studia, gdy nadszedł czas nagrywania. Morgan potwierdza, że było to korzystne: "Doświadczenie tym razem było zupełnie odwrotne niż na Schlagenheim. Wiele materiału było naprawdę świeże, ale to było coś, co grało w naszych rękach i cieszyliśmy się tym".
Po nagraniu jednego utworu z Martą Salogni w Londynie, latem 2020 roku zespół znalazł się w trafnie nazwanym Hellfire Studios, odległej irlandzkim ośrodku w górach Wicklow, na południe od Dublina, pod okiem producenta Lankum, Johna 'Spuda' Murphy'ego w celu nagrania dema na album, ale nagle coś zrozumieli. Morgan mówi: "Samo studio brzmiało naprawdę naturalnie, a po zrobieniu kilku podejść pojawiło się uczucie 'O tak! Wchodząc do Hellfire nie byliśmy zbyt pewni, jakiego brzmienia szukamy, ale jak tylko tam dotarliśmy i je znaleźliśmy, wiedzieliśmy, że jest tym czego szukamy. Stąd sesje próbne stały się w końcu właściwymi nagraniami albumu". Geordie dodaje: "Bardzo dobrze pracowało nam się z Johnem. Chcieliśmy uzyskać naturalne, otwarte brzmienie. Czy wiesz, kiedy słyszysz na płycie pisk taśmy, rzeczy, które uświadamiają ci, że słuchasz nagrania? Słychać to na płytach ECM, nagranych na 25 mikrofonów w wysokiej jakości dźwięku, a z drugiej strony masz albumy lo-fi, pełne szalonych efektów. Pomyślałem: „Dlaczego by nie mieć albumu, na którym połączymy te dwa elementy?”. To był jeden z głównych pomysłów, które się pojawiały i John był bardzo zainteresowany tym pomysłem."
Otwierający album i wiodący singiel 'John L' uderza mocniej niż domina podczas nocnego wypadu. To może być potężne brzmienie na miarę Magmy i napędzane jakimś ostrym pędem King Crimson z czasów Discipline, ale jakiekolwiek porównania mogą być tylko styczne, ponieważ nigdy nie było bardziej jasne, że black midi to jeden z niewielu młodych zespołów, które przebijają się obecnie i mają swoje własne, niepowtarzalne brzmienie. A część ogromnej energii tego utworu pochodzi od grającego na skrzypcach Jerskina Fendrixa, ich kolegi z lokalu, w którym szlifowali swoje umiejętności, The Windmill w Brixton. Zespół rozkręca szalejący utwór do granic możliwości, po czym prowadzi go przez jaskinie pogłosów i piękne brzmienia werbli, by po chwili powrócić i uderzyć jeszcze raz, mocno jak diabli. Przedstawiona historia to czarna komedia w donośnym tonie, opowiadająca o tym, co dzieje się z przywódcami kultów, gdy ich wyznawcy zwracają się przeciwko nim. Jednym z wielu zaskakujących zwrotów akcji na płycie jest nastrojowa bossa 'Marlene Dietrich'. Geordie mówi: "Była kimś, kto nie potrafił naprawdę tańczyć, nie potrafiła naprawdę śpiewać, nie była najlepszą aktorką i spędziła wszystkie swoje lata w Hollywood, ale miała tę nieokreśloną, niezaprzeczalną cechę: niesamowitą umiejętność dobrego prezentowania się. Ona uosabia radość z magii i radość z występów".
Mówiąc o singlu, 'Chondromalacia Patela', zespół nie ujawnia, który z jego członków rzeczywiście cierpiał na ból rzepkowo-udowy (do czego odnosi się tytuł), ale potwierdza, że jest to piosenka o "rekonwalescencji". Utwór zmyli każdego słuchacza przez mocne akordy rockowe i loop perkusji. 'Slow', który dokonuje nieprawdopodobnego wyczynu dając wyobrażenie owocnej współpracy kultowego mathcore'owego zespołu Don Caballero z królami jazz rocka Steely Dan, jest jednym z dwóch utworów, w których główną rolę odgrywa Cameron, który występuje jako frontman. Mówi, że chociaż tekst nie odnosi się do niczego konkretnego, początkowo jego inspiracja pochodziła z paranoi COVID-19 podczas ich trasy koncertowej po Wielkiej Brytanii w lutym 2020 roku, kiedy utwór był pisany, ale później czerpał z myślenia o kontrrewolucji, o tym jak łatwo jest zniszczyć rzeczy i jak długo może trwać ich odbudowa".
Drugim utworem Camerona jest "Diamond Stuff", nazwany tak na cześć genialnej eksperymentalnej powieści Isabel Waidner, w którym słychać te same leniwe, powolne, post rockowe wibracje, co w "The For Carnation", po czym zapuszcza się coraz dalej i dalej na terytorium, które obecnie może zajmować tylko black midi. Opisuje tekst jako dotyczący "umierania i bycia wrzuconym do torfowiska tylko po to, by setki tysięcy lat później zostać odkrytym przez firmę wydobywczą". Ten utwór, bardziej niż jakikolwiek inny na "Cavalcade", pokazuje jak pewni siebie stali się black midi w pokazywaniu swojej praktyki studyjnej we wszystkich możliwych formach. Lista instrumentarium tylko tego utworu obejmuje wiolonczelę, saksofon, fortepian, dwie bouzouki, cytrę z końca XIX wieku zwaną marksofonem, flet, gitarę, syntezatory i wok. Chwileczkę... wok?
Morgan śmieje się: "Szczególnie w tym utworze było tak dużo miejsca na wprowadzenie przerażających dźwięków i drobnych świetnie dopełniających elementów więc miałem dużo perkusji do wykorzystania. Podczas lockdownu robiłem cholernie dobre jedzenie smażąc je na dużym ogniu, mieszając, więc to prawdopodobnie zainspirowało mnie do przyniesienia woka z kuchni i zagrania na nim smyczkiem skrzypiec. Mieliśmy dużo zabawy przy tworzeniu tego nagrania, wypróbowując wiele fajnych rzeczy." Po zamieszaniu hałasu ''Hogwash And Balderdash' z funkiem 'Dethroned', pojawia się dzika impreza przywodząca na myśl szaleńczą progresywną energię The Cardiacs i funk Primusa widziany przez pryzmat black midi. Album kończy epicki "Ascending Forth", który ośmiela się marzyć o XXI-wiecznej aktualizacji klasycznych stylów folk-rocka; eksplodując, a następnie składając je ponownie w nową, doskonałą całość.